Choć jest już grubo po godzinie 22, dojadam chińszczyznę ze styropianowego pudełka. Jeszcze godzinę temu jadłem ją na restauracyjnym talerzu. Co się stało? Przyszła godzina zamknięcia lokalu. Co w tym dziwnego - właściwie nic. Nikt nie oczekuje od restauracji, że będą działać całodobowo. Zacznę jednak po kolei.
Jest godzina 21. Zmierzamy w trójkę do jednej z restauracji z chińskim jedzeniem. Myślimy o czasie, którego dużo już nie mamy, bo lokal zamyka się o 22. Wszystko idzie jednak zgodnie z planem. Zostajemy obsłużeni przez kelnerkę, a zamówione jedzenie sprawnie ląduje na naszym stole. Zanurzamy widelce w naprawdę niezłej chińszczyźnie. Wszystko gra do godziny 21:30. W momencie, gdy zostajemy ostatnimi klientami w restauracji, robi się nieco stresująco. Do oficjalnego zamknięcia zostały jeszcze dwa kwadranse. Cała obsługa bacznie przygląda nam się zza lady, a z ich spojrzeń można wyczytać jeden czytelny komunikat: "zniknijcie". Co wypada zrobić w takiej sytuacji? Pakujemy jedzenie, którego została nam jeszcze dobra połowa, regulujemy rachunek i wychodzimy. Sprawdzam zegarek - jest 21:50.
Pewnie każdy z nas słyszał sporo różnych historii o gościach restauracji, którzy zdecydowanie nie zasługują na szanowne miano "gościa". Mowa o tych, którzy są na bakier z respektowaniem chociażby czasu innych ludzi. Jednym z większych przejawów buractwa jest wchodzenie do knajpy pięć minut przed zamknięciem. Chyba każdy człowiek z odrobiną wyobraźni zdaje sobie sprawę, że kelner też ma życie, którym chciałby się zająć po pracy. Choć sam nie mam doświadczenia w tej branży, wyobrażam sobie, ile pokładów cierpliwości i spokoju muszą posiadać osoby pracujące w tym fachu. Niestety - każdy kij ma dwa końce i kelnerzy swoje grzeszki też mają.
Potrafię czytać i zazwyczaj rozumiem komunikaty, które docierają zewsząd do mnie. Jeśli widzę, że restauracja otwarta jest jeszcze przez godzinę - jestem przygotowany na to, że wizyta nie będzie długa. Przede wszystkim dlatego, że respektuję czas innych ludzi. Wszystko powinno więc grać: obsługa nie nudzi się w ostatniej godzinie pracy a ja zostawiam pieniądze. Oznacza to, że restauracja zarabia. Kelnerzy także. Dlaczego więc na ostatnie kwadranse przed zamknięciem porzucają swoje dobre maniery? Niestety, ale stanie z założonymi rękoma za ladą, wzajemne szeptanie sobie na ucho oraz wpatrywanie się na zmianę w zawartość mojego talerza i na mnie nie sprawiają, że czuję się swobodnie.
Nie chodzi tu o przecież o szczególne traktowanie. Nie uważam, żeby obsługa w restauracji musiała pochylać się nad każdym, kto przychodzi na jedzenie. Problem zaczyna się, gdy traktuje się kogoś jak idiotę, który w tym wypadku nie potrafi korzystać z zegarka. Kelnerze, nie popisałeś się tym razem.
Historia ta wydarzyła się w Rico's Kitchen. Szkoda, bo jedzenie mają niezłe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz