Wybierając się na krótką, weekendową wyprawę po okolicach Poznania zajechałem spontanicznie do Nowego Tomyśla. Wybiło już południe, wycieczka ciągnęła się od rana, to i głód zaczął zuchwale dawać o sobie znać. Przyszedł czas na ulubiony punkt każdego wyjazdu: jedzenie. Jak pewnie każdy z nas nieraz miał okazję przekonać się w podobnych okolicznościach, małomiasteczkowa gastronomia rządzi się po swojemu i odkrywanie jej to trochę ryzykowna, ale też całkiem interesująca rozrywka.
Odpalam Internet i przeglądam lokalne restauracje. Zatrzymuję się na najciekawiej brzmiącej: Chmiel i Wiklina. O ile drugi człon nazwy wydaje się być jasny (Nowy Tomyśl produkuje jej w Polsce najwięcej), próbuję rozpracować ten chmiel. Ponownie wchodzę do sieci i po chwili wątpliwości znikają jak zimne piwko w lipcowe popołudnie. Dookoła Nowego Tomyśla znajdują się pola chmielowe. Wchodząc w szczegóły – łącznie 90 hektarów. To swego czasu właśnie zielone szyszki zapewniły okolicznym mieszkańcom dostatek, a miasto intensywnie się rozwijało. Nazwa restauracji nawiązuje więc bezpośrednio do miejsca, w którym się znajduje. Ma to sens!
Odpalam Internet i przeglądam lokalne restauracje. Zatrzymuję się na najciekawiej brzmiącej: Chmiel i Wiklina. O ile drugi człon nazwy wydaje się być jasny (Nowy Tomyśl produkuje jej w Polsce najwięcej), próbuję rozpracować ten chmiel. Ponownie wchodzę do sieci i po chwili wątpliwości znikają jak zimne piwko w lipcowe popołudnie. Dookoła Nowego Tomyśla znajdują się pola chmielowe. Wchodząc w szczegóły – łącznie 90 hektarów. To swego czasu właśnie zielone szyszki zapewniły okolicznym mieszkańcom dostatek, a miasto intensywnie się rozwijało. Nazwa restauracji nawiązuje więc bezpośrednio do miejsca, w którym się znajduje. Ma to sens!
Lokal znajduje się nieopodal centrum (rzut beretem od słynnego, największego w kraju koszyka wiklinowego). Przed wejściem rozstawiono miejsca do siedzenia. Ogródek otoczony przez gąszcz chmielu i kwiatów wygląda jak z kadru wakacyjnego filmu kręconego gdzieś w malowniczym miasteczku na południu Polski. Nie powiem, jest idyllicznie. Do tego żar leje się z nieba, goście restauracji niespiesznie sączą zimne napoje, a w powietrzu unosi się zapach pieczonej papryki. Ach! Wrażenie robi też wejście do restauracji przyozdobione wiklinowymi „pniami” po obu stronach. Kolejne pomysłowe nawiązanie do lokalnych dóbr. Jak jest w środku?
Wewnątrz jest jeszcze ciekawiej. Sporej wielkości sala z meblami, rzecz jasna z wikliny, zielenią na ścianach i humorystycznymi akcentami jak podwieszane pod sufitem papierowe ptaki. Jest jasno, przytulnie i kameralnie. W drodze do toalety odkryłem, że obok kryje się jeszcze druga sala (pewnie przeznaczona na zorganizowane wydarzenia). Na brak miejsca nie można więc narzekać. Żeby nie denerwować dłużej żołądków, siadamy i patrzymy co ciekawego można tu zjeść.
W karcie dzieje się dużo. Z grubsza w Chmielu i Wiklinie serwują kuchnię europejską. Obok pizzy i makaronów znaleźć można klasyczne dania obiadowe, a nawet kebab. Trochę szkoda, że nie jest bardziej regionalnie, ale i tak jestem ciekaw. Zamawiamy włoski krem pomidorowy oraz focaccię, a na główne danie czarny makaron linguine z krewetkami tygrysimi oraz łososia „na zielonej pierzynce ze szpinaku z kuskusem i sosem pomarańczowym”.
Jako pierwsza na stole ląduje focaccia (10 zł) z kremem pomidorowym (7 zł). Ta pierwsza jest chrupiąca, dosyć cienka i wystarczająco aromatyczna. Dobrze komponuje się z zupą - intensywną w smaku, trochę słodką, z wyraźnym posmakiem bazylii i oregano. Gdyby dodać do niej kleksa śmietany zamiast octu balsamicznego - byłoby dobrze, ale zauważyłem na Instagramie Ch&W, że taka też była serwowana. Zależy więc to pewnie od dnia.
Całościowo, wstęp był więcej niż przyzwoity a nasze podniebienia czekały na dalszy rozwój akcji.
Po krótkim czasie na stole pojawił się łosoś na kuskusie (31 zł) oraz makaron z krewetkami (29 zł). Mówiąc krótko, trafiły nam się porządnie przygotowane i naprawdę smaczne dania. W pierwszym daniu katalizatorem dobrego smaku okazał się pomarańczowy sos, który doskonale łączył rybę z kaszą. Niespodziankę zrobił też szpinak, któremu nie pożałowano czosnku i masła. Makaron natomiast połączono z delikatnym śmietanowym sosem, ponownie o wyraźnej nucie czosnku i ziół. Jak się później dowiedzieliśmy - cała zielenina na talerzach pochodzi ze swojego ogródka Co do krewetek (a było ich na talerzu sześć), również należą się kucharzowi brawa. Sprężyste, ugotowane w punkt, bez niespodzianek w środku. Wygodnie też, bo obrane przed podaniem.
A tak wygląda chmiel podczas uprawy |
Wszystkie znaki na niebie wskazują, że gastronomia żyje nie tylko w dużych miastach. Nietuzinkowe miejsce, dobra kuchnia i doskonałe nawiązanie do lokalnych tradycji. To bez dwóch zdań największe atuty Chmielu i Wikliny. Nie ma co udawać - to nie jest typ restauracji z białymi obrusami i wyrafinowanymi daniami. Pizza i kebab w karcie wprowadzają może pewien miszmasz, ale czy ma to takie znaczenie? Przynajmniej w razie wizyty z dzieciakami łatwiej będzie coś dla każdego wybrać. Samo miejsce ma klimat i potencjał, a to dużo znaczy.
Wszystko spoko, jednak moim faworytem pozostaje hanka Cafe Lunch, ze wzgledu na dobry stosunek ceny do jakosci
OdpowiedzUsuń