Poznański City Park nie może narzekać na brak ciekawych kierunków kulinarnych. Choć prestiżowe sąsiedztwo może działać nieco odstraszająco, niektóre z restauracji niezasłużenie dostają łatkę „niedostępnych”. Nie ma się w zasadzie co dziwić. Sznurek ultradrogich aut wzdłuż kolejnych lokali przy Wojskowej mówi sam za siebie. Jak to w życiu jednak bywa, pozory czasem mylą.
Tym miejscem jest restauracja Il Padrino. Kiedyś mieściła się tu stadnina koni, dziś działa włoska restauracja. Lokal funkcjonuje na poznańskiej mapie gastronomicznej od roku, a ostatnio powiększył się o dodatkowe metry kwadratowe. Obecnie Il Padrino to duża sala mieszcząca kilkanaście stołów, żywe drzewko oliwne i pomarańczowe oraz dobrze zaopatrzony bar. Nie zapominajmy też o motywie przewodnim lokalu - "Ojcu Chrzestnym". Wszechobecne czarno-białe kadry z filmu z miejsca wprowadzają nietuzinkową atmosferę. Zresztą, kto nie chciałby zjeść obiadu w towarzystwie Roberta De Niro? Tutaj można to sobie dobrze... zwizualizować.
Pomimo gruntownego remontu menu pozostało praktycznie nieruszone. Jako, że był to mój pierwszy raz, skorzystaliśmy z nieocenionej pomocy załogi Il Padrino. Obiad rozpoczęliśmy od zupy rybnej di pesce z krewetkami, rakami, mulami i dorszem (29zł). Co możesz poczynić, gdy poleca ci ją osobiście sama menadżerka lokalu? Co by jednak nie mówić, przed zamówieniem wzrok mimowolnie zatrzymał się na cenie. Nie jest najniższa - to fakt. Z drugiej strony, patrząc na elementy składowe (a przy okazji cytując klasyka): taniej być nie mogło. Jak się okazało, całkiem słusznie. Talerz został zapełniony po brzegi owocami morza, a przestrzeń między nimi wypełnił pikantny wywar o intensywnie pomidorowej nucie. W smaku przypominał nieco arrabiatę, choć był od niej łagodniejszy. Mówiąc wprost: kubki smakowe zostały dopieszczone. I mówi to ktoś, kto nie pała miłością do zupy rybnej.
Daliśmy też szansę wołowemu carpaccio (35 zł). Słusznie, bo była to próba najwyższego uznania. Delikatne i jakościowe mięso przystrojono sporą ilości rukoli, parmezanu i octu balsamicznego. Mówiąc wprost - z aceto balsamico mam trochę pod górkę, choć w tym wypadku kompozycja była kompletna i odjęcie któregoś składnika absolutnie nie wchodziło w grę.
Przy carpaccio znaleźliśmy też focaccię, potraktowaną solidnie grubą solą oraz czosnkiem. Zamiast oliwy, spróbujcie dodać do niej masła, które też znajdzie się na stole. Naprawdę warto.
Przy carpaccio znaleźliśmy też focaccię, potraktowaną solidnie grubą solą oraz czosnkiem. Zamiast oliwy, spróbujcie dodać do niej masła, które też znajdzie się na stole. Naprawdę warto.
Po tak zadowalającym wstępie przechodzimy do dań cięższego kalibru. Pasta nero (42 zł) oraz gambaretto (49 zł) to dwie propozycje makaronowe z owocami morza w roli głównej. Pierwsza z pozycji to czarne tagliolini w towarzystwie muli, krewetek, raków i wina. Druga natomiast to także czarne wstążki, pomidorowy sos oraz tym razem - krewetki królewskie. Od razu wspomnę, że to dwie najdroższe pozycje z dań makaronowych, więc bez obaw. Ceny makaronów zaczynają się za 19 zł (aglio olio), a średnio oscylują na poziomie dwudziestu-paru złotych za danie (z klasyków bolognese jest za 22 zł, a carbonara za 24 zł).
To, co zwraca uwagę w pierwszej kolejności to sprężysty, ugotowany w punkt makaron. Zaciekawiony dopytuję się, czy jest robiony na miejscu. Takie mam nieodparte wrażenie. Okazuje się, że nie, co jest sporym zaskoczeniem. Smakuje nieprzyzwoicie dobrze. Jeśli do tego dodać nieprzeciągnięte krewetki, delikatne raki oraz świeże mule (w wersji nero), to mamy danie, które może śmiało robić za wizytówkę lokalu. I chwalę tak bardzo, choć przebrnąłem raptem przez ułamek menu.
W Il Padrino kryje się jeszcze jedna niespodzianka. To owocowy kawior, który zagościł zarówno w świetnym, kuszącym waniliowym aromatem kremie brulee (14 zł) oraz delikatnym serniku z jagodami i mascarpone (18 zł). Nie dość, że desery zyskały +100 punktów do prezencji, to owocowe kuleczki ciekawie przełamały ich smak. O czym dowiedzieliśmy się w trakcie jedzenia, istotny jest etap gryzienia. Cały proces wygląda mniej więcej tak: nakładacie dwie lub trzy kulki na język i pocieracie nim o podniebienie. Tylko tyle. I potem zaczyna się bajka.
Wyobraźmy sobie taką scenę. Niedzielny, nieco późniejszy obiad. Starsi przedstawiciele rodziny zaaferowani żywymi dyskusjami nie odchodzą od stołu, młodsi rozglądają się za jakąś rozrywką a najmłodsi plączą się pod stołem. Na stole pojawiają się talerze z jedzeniem, które szybko zastępowane są następnymi. I następnymi. A uczta trwa w najlepsze.
Włoska sielanka w pigułce. Ten klimat bardzo pasuje do Il Padrino. Jest elegancko, choć daleko tu do przesiąkniętej snobizmem aury. Stosunek cen jest bez dwóch zdań proporcjonalny do jakości. I co najważniejsze - jest przesmacznie. Dba o to szef Kuchni Marek Szuba wraz ze swoją ekipą. Będę tu wracać - właśnie tak!
Na koniec chciałbym podziękować Julkowi Podolskiemu za możliwość uczestniczenia w tym niezwykłym otwarciu oraz całej ekipie Il Padrino za ciepłe przyjęcie. Trzymam kciuki za dalsze sukcesy!
Na koniec chciałbym podziękować Julkowi Podolskiemu za możliwość uczestniczenia w tym niezwykłym otwarciu oraz całej ekipie Il Padrino za ciepłe przyjęcie. Trzymam kciuki za dalsze sukcesy!
Dominik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz